Wyklęty (XIII)

with 8 komentarzy

 

Cienie stawały się coraz wyraźniejsze.

Widmowa twarz pochylonej nad nią postaci nabierała kształtów, wyostrzała się.

– Rothar – wyszeptała El, chociaż wypowiedziane przez nią słowo można było odczytać raczej z ruchu warg.

– Leż spokojnie.

Przecież leżę, pomyślała z irytacją, która wydała jej się jednocześnie dziwnie nie na miejscu. Zaraz później pojawiły się wspomnienia.

– Azack! – Tym razem zignorowała słabość własnego ciała.

– El, masz leżeć – surowy męski głos i silna dłoń nie pozwoliły jej się podnieść. – Jesteś bardzo słaba. W końcu umarłaś.

Poczuła nagły strach. Zamknęła oczy, szukając w swym wnętrzu potwierdzenia owego przerażenia i szybko się uspokoiła. Z dwóch, bardzo ważnych powodów.

– Nie udało się, prawda?

– Wręcz przeciwnie – zasępił się. Nie chciał jej mówić wszystkiego, jeszcze nie. Była zbyt słaba i najwyraźniej zakochana w jego bracie. – Udało się. Otena zginęła.

El zmarszczyła brwi.

– Azack?

– On… – nabrał powietrza do ust, po czym powoli je wypuścił. – Posłużył się pewnym zaklęciem. Bardzo silnym i wymagającym od tego, kto je wypowiada całkowitego poświęcenia.

– Jest ranny?

– El… On nie żyje. – Nie chciał ukrywać przed nią strasznej prawdy, zresztą co miał powiedzieć? Skłamać? Nie, podarowanie jej nadziei byłoby rzeczą o wiele gorszą.

– Azack? – zdumiona uniosła brwi. – Ależ nie Rotharze, on żyje.

Zasępił się, lecz nie zaprotestował. To nie był dobry moment na takie kłótnie. Najwyraźniej El karmiła się nadzieją o wiele mocniej, niż mógł przypuszczać. Jak dojdzie do siebie, to zrozumie, że nie miała racji.

– Nie wierzysz mi, prawda? – dodała, wydymając usta. – Ale zapewniam cię, że on żyje. Ona lub czymkolwiek jest ten byt, także, chociaż jest bardzo, bardzo wyczerpana.

– Posłużył się najsilniejszym znanym zaklęciem! – Rothar najwyraźniej się zirytował. – Jednym z pięciu pochodzących z zakazanej księgi. El, wiem… Dobrze, może nie wiem, ale rozumiem, iż był ci w pewien sposób bliski…

– Nie – położyła dłoń na jego ustach. – Nic nie wiesz. Niczego nie rozumiesz. On nie tylko jest mi bliski. Ja go kocham. I żyje, zapewniam cię, chociaż jego życie balansuje na krawędzi śmierci.

– El – głos Rothara brzmiał niezwykle smutno. Zrobił też coś, na co nigdy wcześniej nie pozwolił sobie wobec któregokolwiek ucznia. Pogładził ją po policzku, przyciągnął ku sobie, przytulił. – Ja też nie chciałem jego śmierci. Gdybym chciał, polowalibyśmy na niego bez wytchnienia i aż do skutku.

– Kim ona jest?

– Nie wiem, naprawdę. Ale była bardzo niebezpieczna.

El zacisnęła zęby. Nie chciała się z nim kłócić, lecz była pewna, że ma rację. Azack żyje, ta wstrętna baba również. Oparła policzek o ramię Rothara, a potem uważnie spojrzała w górę. Prosto w jego smutne, zaniepokojone oczy.

– Darował ci wtedy życie, prawda?

– Tak.

– Później ty jemu?

– Tak – westchnął, wtulając twarz w jej włosy. Nadal trzymał ją w ramionach i El ze zdumieniem pomyślała, że sprawia jej to wyjątkową przyjemność.

– To takie dziwne, nie sądzisz?

– To więcej niż dziwne El. Gdyby wtedy mnie zabił, bez problemu by zwyciężyli. Azack wiedział o tym, a pomimo tego puścił mnie wolno. Ja zrobiłem to samo, ale nie dlatego, żeby się zrewanżować. Też nie potrafiłem go zgładzić – uśmiechnął się ponuro, przypominając sobie tamte chwile.

– Jest starszy?

– Tak. O pięć lat.

– Rany! – wymamrotała El. W końcu wyplątała się z jego objęć i na powrót przytuliła do poduszki. – I naprawdę poznaliście się dopiero w szkole?

– Ależ skąd. Razem się wychowaliśmy. Tylko on… Kiedy miałem siedem lat, na zamku zjawiła się kobieta. Umierała. Przyprowadziła ze sobą zarośniętego, hardego wyrostka. Nieślubne dziecko pana na zamku. Jedno z wielu, bo nasz ojciec nie należał… Cóż, chyba rozumiesz?

– Tak – lekko się uśmiechnęła. – Niech zgadnę? Nie był z niego też troskliwy rodzic?

– Nie. Azack stał się dla mnie wzorem, był moim obrońcą, nauczycielem. W zasadzie to on mnie wychował. – Rothar zamyślił się, wspominając czasy dzieciństwa. – Dużo później nasze drogi rozeszły się, ale nigdy… El, kochałem go. Cierpiałem, gdy wybrał mrok. Nawet nie wiesz jak bardzo.

– Chyba wiem – odparła zamyślona. – Dostanę coś do jedzenia?

– Każę przynieść posiłek do twej komnaty. – Rothar wstał. Obserwowała go uważnie, usiłując wychwycić podobieństwo do brata, ale niczego nie znalazła. – Odpoczywaj. Tyle ile chcesz.

Potaknęła ledwo zauważalnym ruchem głowy. Już nie starała się, aby uwierzył, że Azack żyje. Nie miało to sensu. Zresztą, momentami sama wątpiła. Może Rothar miał rację, a ona żywiła się jedynie złudną nadzieją?

Zamyśliła się. Wsłuchała w swoje wnętrze. I odzyskała pewność, że się nie myliła.

Azack żył.

Ocalał.

Lecz wraz z nim ocalała też Otena.

***

El spojrzała w górę, potem za siebie, na drogę, którą pokonała. Była zmęczona, niezwykle zmęczona, ale upór oraz dziwny niepokój popychały ją do przodu. Do celu. Minęła pustkowie, jałowe tereny zniszczone przez magię, którą przywołał czarnoksiężnik. Lecz zrobiła to z obojętnością, która ją samą zaskoczyła.

Nie miała czasu na rozmyślanie o przeszłości, na zadumę.

Czuła, nie! była pewna, że on jeszcze żyje.

Rothar nie chciał tego słuchać, więc uciekła. Przygotowywała się do podróży ukradkiem, gromadząc prowiant i potrzebne rzeczy. Nie dyskutowała z nim, ale to nie wzbudziło podejrzeń. Sądził iż jest po prostu zmęczona. Nic dziwnego, bo w końcu przywołał ją z martwych. Oficjalnie leżała w ogromnym łożu, w swej komnacie, blada, cierpiąca, a Mistrz wpadał kilka razy dziennie, dopytując się o jej zdrowie. Oczywiście napomknął też, że czeka ich poważna rozmowa na temat jej wybryków. O Azacku już więcej nie wspomniał, uznając temat za zamknięty. Raz tylko zdarzyło mu się powiedzieć, iż jego śmierć była częściowym odkupieniem grzechów. El w duchu aż się zagotowała, na zewnątrz zachowując jednak kamienną twarz. Bo kiedy wspomniała o swoim przeczuciu, że zarówno Azack jak i Otena przetrwali ten pogrom, Rothar zbywał ją lekceważeniem.

Trudno. Nie to nie, musi obyć się bez jego pomocy.

Wykorzystała zebranie Rady i chyłkiem wymknęła się z miasta. Potem rzuciła zaklęcie, które miało zmylić pogoń. Wybrała je niezwykle starannie, aby nie tak łatwo było je złamać. I chyba się udało, bo bez przeszkód dotarła do podnóża gór.

Mogła skorzystać z teleportacji, ale wtedy pozostawiony przez nią ślad byłby zbyt wyraźny. A Rothar co prawda zrezygnował z planów wydania jej za mąż, ale nie pozwoliłby na bezsensowne według niego poszukiwania.

Tym razem była sama. Wilk gdzieś przepadł, a ona nawet nie starała się go odnaleźć. Była pochłonięta poszukiwaniem kogoś innego. Łącząca ją z Azackiem więź, czasami słabła, czasami nabierała siły. Bardzo szybko zrozumiała, co było tego przyczyną. Ukochany mężczyzna znajdował się na krawędzi życia i śmierci. Otena trzymając go w niewoli, sama wycieńczona, nie potrafiła tak jak wcześniej zadbać o jego cielesną powłokę.

A El tak bardzo bała się, że nie zdąży na czas.

W górach zima zagościła na dobre. Gdyby nie magia oraz wrodzony upór, musiałaby już zrezygnować w połowie drogi. Rothar oczywiście jej szukał, rozgniewany jak nigdy dotąd. Nic dziwnego, dwukrotnie mu się wymknęła, a o posłuszeństwie względem naczelnego Rady już dawno zapomniała. Lecz El ucinała każdą próbę kontaktu, pomijała milczeniem każde telepatyczne wezwanie. Nie miała czasu na głupstwa. Pędziła do przodu, pokonując własne zmęczenie i modląc się w duchu do wszystkich znanych sobie bogów, aby przybyła w porę.

Otena, pozbawiona swej kryjówki, schroniła się w samym sercu niedostępnych gór. Co dziwne, El miała wrażenie, iż wyczuwa obecność jeszcze jednego bytu. Czyżby ta koszmarna baba nie była jedyną przedstawicielką swego gatunku, który trafił do ich świata? To byłaby zła, bardzo zła wiadomość. Postanowiła, że martwić się będzie o to później, jak już dotrze do celu.

Chociaż panował siarczysty mróz, to niebo było bezchmurne, a promienie słoneczne odbijały się we wszechobecnej, nienaruszonej ludzką stopą, bieli. Tym razem wejście nie było niczym zamaskowane. Częściowo zasypane, ziało bezkresną czernią, lecz ona wkroczyła w nią bez wahania. Konia pozbyła się już w połowie drogi, a juki były prawie puste i porzucenie ich stało się wręcz koniecznością. Po co dźwigać ciężkie torby, w których i tak już nic nie było?

Jaskinia nie była zbyt duża. Owalna, o ścianach pokrytych śmierdzącym śluzem, z mrokiem rozświetlanym jedynie przez kilka, wpadających od góry, promieni światła. Pośrodku stało coś, co wyglądało jak kamienny fotel, a siedząca na nim postać, była zgrabiona, jakby skulona. Głowę miała opuszczoną, palce, które bardziej przypominały szpony, zaciśnięte na poręczach. Ubranie podarte, brudne. Zakrzepłe plamy krwi na całym ciele.

– Azack! – krzyknęła, podbiegając do niego. – Kochanie, to ja! – uklękła, ujmując jego twarz w obie dłonie. Przeraziła się tym, co ujrzała. Skórę miał szarą, oczy zapadnięte, usta popękane, naznaczone krwawymi ranami. Był okropnie brudny, cuchnął też czymś, od czego mogło zemdlić na odległość. Paznokcie miał połamane, a we włosach znacznie więcej srebrzystych pasm, niż kiedy go spotkała pierwszy raz.

Lecz najgorsza była pustka. Obojętny wyraz twarzy i bezduszne spojrzenie.

Otena nie została pokonana. Uciekła do nowej kryjówki, zabierając ze sobą niedawnego sojusznika. Bynajmniej nie po to, aby go ukarać. Chciała odzyskać moc i znów go wykorzystać. Mrok w jego duszy był silny, a ona korzystała z tej siły. Gdyby umarł, musiałaby szukać kolejnej zdobyczy, a o to wcale nie było tak łatwo.

– Zabiorę cię stąd, dobrze? – El otarła wierzchem dłoni łzy.

Prawie niezauważalnie pokręcił głową. Nie wierzył chyba, że ktokolwiek może go wyzwolić z niewoli, w którą sam się wpędził.

– Zabiorę! – powtórzyła z uporem. – Nie po to…

Przerwało jej ciche syknięcie. Azack drgnął, lecz na więcej nie miał siły.

– Oddam ci go – rozległ się aksamitny kobiecy głos. El rozejrzała się podejrzliwie.

– Najpierw się pokaż – zażądała twardym głosem. – Nie negocjuję z powietrzem.

Cichy śmiech. Przepełniony słodyczą, taki, o którym się mówi, że brzmi jak dźwięk srebrzystych dzwoneczków. I formująca się postać Oteny tuż za plecami Azacka. Już nie tak doskonała, nie tak przepełniona erotyzmem. Dawało się zauważyć, że widmowej kobiecie brakuje mocy.

Szczupła dłoń zacisnęła się na jego ramieniu. Czarnoksiężnik drgnął, jak smagnięty batem. El szybko zrozumiała dlaczego. Ta widmowa ździra wysysała z niego siły witalne. Doskonale wiedziała, na ile może sobie pozwolić, aby go nie zabić. A może wpadła na pomysł, że wykorzysta ją, El? Niedoczekanie, pomyślała mściwie dziewczyna.

– Dostaniesz jego, a nawet o wiele, wiele więcej – kusiła Otena, gładząc ramiona siedzącego mężczyzny.

Komentarze

  1. Jo Winchester
    | Odpowiedz

    No i masz Ci los! Azack żyje – to cudowna nowina! 🙂 Tyle, że ta frańca, Otena też. Swoją drogą, jakim cudem im się to udało, skoro został wykonany tak potężny czar? I teraz powstaje kolejne pytanie. Jak zabić Otenę bez uszczerbku dla Azacka? Mam wrażenie, że szykujesz dla nas coś specjalnego 😉 Z niecierpliwością czekam na kolejny poniedziałek 😉

    • Babeczka
      | Odpowiedz

      Wezwać ekipę Niezniszczalnych 🙂 Najlepiej tę z drugiej części ;-D

      • Jo Winchester
        |

        To byłaby miazga 😀

  2. T
    Tony Porter
    | Odpowiedz

    A nie mówiłam, że z zaklęciami różnie bywa? Takie niby ostateczne i wyjątkowo silne miało być, ale zdaje się, że Azack i widmowa ździra (bardzo mi się podoba to określenie:)) to twardy orzech do zgryzienia i potrzeba na nich czegoś, o czym nawet w najbardziej tajnych i mrocznych księgach nie piszą. Mam nadzieję, że El sobie ze ździrą poradzi i wyśle ją w niebyt solo, bez osoby towarzyszącej.
    Te dwa bardzo ważne powody, dzięki którym El się uspokoiła, to po pierwsze: żyjący Azack, a po drugie: Azaciątko? 🙂 „Rozumiem, że był ci w pewien sposób bliski” – he, he, nic nie rozumiesz Rothar, za bardzo się na czytaniu ksiąg skupiłeś i zapomniałeś, że nie tylko na tym życie polega. Chociaż może nie do końca – pogłaskanie po policzku i przytulenie było w takich okolicznościach jak najbardziej ok, ale już wtulanie twarzy we włosy El mocno podejrzane. Czyżby Rothar czuł miętę do El, tylko bardzo starannie to ukrywał? Nawet i przed samym sobą? „Wyjątkową przyjemność”? El, ja rozumiem, że zostanie w rodzinie, ale weź, nie przesadzaj z tym przytulaniem. I po raz drugi muszę napisać: A nie mówiłam? Azack wcale nie jest taką ostatnią podłotą – nie zabił Rothara, choć wiedział, że przyczyni się to do klęski rebelii. „…obecność jeszcze jednego bytu” – czyżby Nuki? A jeśli tak, to po której stronie barykady stanie? „Cuchnął też czymś, od czego mogło zemdlić na odległość” – idealnie mi się to wkomponowuje w czytaną obecnie książkę – „Łowca Snów” – kto czytał, ten wie o co mi chodzi:) A na koniec: „Ręce precz!” – niech ta widmowa wywłoka przestanie dotykać Azacka, bo mnie wzdryga i w imieniu El szlag trafia. Trzymam kciuki, żeby El poutrącała zdzirze łabska u samej d… i zaserwowała takiego kopniaka, żeby rozpadła się w trakcie lotu przez przestworza:) Howgh!

    • H
      Haw
      | Odpowiedz

      Po wcześniejszej części też myślałam, że jest jakieś Azaciątko ? ale teraz gdy El umarła i ożyła to chyba o to ciężko ? Rothar by chyba poczuł że wskrzesza 'coś’ jeszcze.

      • T
        Tony Porter
        |

        Myślisz, że El byłaby taka spoko i taka zdeterminowana na ratowanie Azacka, gdyby straciła dziecko? Oczywiście, istnienie Azacka juniora/juniorki jest czysto hipotetyczne, ale myślę, że po części to właśnie świadomość istnienia maleńkiego serduszka pod sercem, daje El siłę i determinację. Zdaje mi się, że poczucia Rothara mocno tracą na wiarygodności w temacie El i jej „wybryków”.

    • Babeczka
      | Odpowiedz

      Tony! Ty moja Królowo komentarzy! Dobrze się pośmiać po całym dniu odwalania papierkowej roboty… Własne uniwersum ma tą zaletę, że można sobie samemu wszystko wymyślić, nawet troszkę nagiąć prawa fizyki 😉 Zresztą, sama magia jest już nagięciem i to niemałym!!! Co do bytu… To się może nawet i trochę zdziwicie 😉 Nic nie powiem, lubię was dręczyć 😀

      • T
        Tony Porter
        |

        Bez fałszywej skromności przyznam, że tytuł Królowej komentarzy zdecydowanie mi się podoba:) Jakby nie było, jest to jakaś forma wyżycia się literacko:) Cieszę się, że się przydałam i z lekka odreagowałaś papierkową robotę:) Hmmm… „…może nawet i trochę zdziwicie”?….hmmmm… kto jeszcze może się parlętać po tym odludziu… i oddemoniu?:) Oby wsparcie dla El i Azacka.

Leave a Reply