Wyklęty (XIV)

with 9 komentarzy

– To takie proste – odparła drwiąco El, przygotowując się do ataku. – A jeśli odmówię?

– To go zabiję. Jego siły i tak są na wyczerpaniu. Za chwilę będzie całkowicie nieprzydatny. Potrzebujemy ludzkiego ciała, ale musi to być ciało obdarzone mocą.

– My? – El zmarszczyła brwi zaskoczona.

Otena tylko uśmiechnęła się szeroko.

– Jest was więcej? – dopytywała czarodziejka. Jednak nie doczekała się odpowiedzi. W zamian za to widmowa kobieta zaatakowała jej umysł.

– Precz! – wysyczała dziewczyna. Uniesienie dłoni i atak nie tyle ustał, co został skutecznie zablokowany. Tak skutecznie, że Otena zachwiała się, a jej postać nagle straciła wyrazistość konturów. Widać było, że nie spodziewała się oporu, a w szczególności takiego.

– Niczego od ciebie nie chcę! – dodała twardo El, pomagając wstać Azackowi. W zasadzie czarnoksiężnik zawisł na jej ramieniu, tak bardzo był wyczerpany. – A jego sama sobie zabiorę!

– Niedoczekanie! – Tym razem w głosie Oteny nie było słodyczy. Był ostry, skrzekliwy, schrypnięty. Przesycony wściekłością, nabrzmiały złem. Sama postać widmowej kobiety rozmyła się, zniknęła, aby za moment pojawić się za plecami El.

I zaatakować.

Uderzyła w nią potężna fala mocy. Zaskoczona El musiała przyznać, że pomyliła się nie doceniając Oteny. Babsko miało jeszcze sporo siły. Dziewczyna z trudem utrzymała się na nogach, zwłaszcza, że podtrzymywała na wpół zwiotczałe ciało czarnoksiężnika.

– Musisz uciekać – wyszeptał. – Proszę El, ona nie może dostać cię w swoje łapska.

– Nie dostanie! – wysyczała przez zęby.

– El… – wykrztusił. – Uciekaj! Postaram się ją zająć…

Obca moc, zła, niezrozumiała i obrzydliwa, pulsowała wokół nich, dusiła oddech, krępowała ruchy. Wysysała siły, pozbawiała racjonalnego myślenia.

– Przyszłam tu po ciebie i z tobą odejdę – mruknęła El, przygotowując się do odparcia ataku. Lecz jednocześnie miała świadomość, że moc Oteny jest ogromna, wszechpotężna i nie do pokonania za pomocą zwykłej magii, czy to białej, czy czarnej. Była czymś pierwotnym, pochodzącym z samego źródła, choć zniekształconym i zepsutym. Jakby ktoś zaczerpnął jej i wykorzystał, naznaczając jedynie cieniem swej osobowości. Złym cieniem.

Jak więc pokonać coś, co wydawało się być niepokonanym, odpornym na każde znane zaklęcie? Zwłaszcza, że żywiło się mrokiem w duszy czarnoksiężnika, mrokiem, który nigdy nie miał zniknąć, bo dawno temu stał się nieodłączną jego częścią.

I nagle El zrozumiała.

Mrok i światło, dobro i zło. Na pozór sobie przeciwstawne, lecz kiedy się połączyły, stanowiły siłę, której nic nie mogło pokonać. Jakby coś, co na samym początku świata zostało rozdzielone, na powrót się zespoliło. Tylko to było w stanie pokonać pierwotne zło, którym była Otena.

Oparła się plecami o chwiejącego się mężczyznę, uniosła ramię i położyła dłoń na jego dłoni. Dała mu całą siebie, otworzyła się, jak nigdy wcześniej. Jej magia splotła się z jego magią, stała się mieczem utkanym z mocy. Uderzyła we wroga z tak potężną siłą, że nie miał on żadnych szans. Z ust widmowej kobiety rozległ się przeraźliwe wycie. Miotała się, wiła i słabła, bo nie była w stanie odeprzeć tego ataku. Nie była też w stanie dotrzeć do mroku w duszy Azacka, bo stopił się on w jedno z światłem. Stał się częścią całości, której nic nie było w stanie skruszyć.

Kiedy wszystko zniknęło, na środku jaskini stała zdezorientowana El, a na ziemi leżał nieprzytomny czarnoksiężnik.

Wyglądał źle. Twarz miał kredowo białą, oczy przekrwione, spuchnięte, wargi popękane niemal do krwi. Dygotał w podmuchach zimnego wiatru. Wiedziała też, dlaczego patrzy na nią z takim niedowierzaniem. Chyba do końca nie rozumiał, co się stało. Lecz kiedy tego zażądała, dał jej swą moc, dał samego siebie. Tak samo, jak zrobiła to ona.

– Powinienem… – wyjąkał, drżącą dłonią przeczesując rude włosy dziewczyny, kiedy przy nim uklęknęła. – El…

– Powinieneś. Ale czy to nie ty twierdziłeś, że zasady są po to, aby je łamać?

– Co zrobiłaś?

– Nie pozwoliłam ci umrzeć. Tylko tyle.

– Tylko tyle? – Zamknął oczy, a ona spojrzała na niego z niepokojem. – Przepraszam, ale chyba…

Zemdlał. Nic dziwnego, pomyślała z czułością, przesuwając dłonią po jego twarzy. Musiał być wycieńczony. Uniosła głowę, rozglądając się dookoła. Nie miała ochoty zostać w tym miejscu ani chwili dłużej. A on był nieprzytomny. Pozostało jej więc posłużenie się magią. Przez chwilę rozważała wszelkie możliwości, po czym wybrała jedną.

Teleportacja.

Skupiła się w sobie, w myślach odtwarzając każdy szczegół komnaty, w której tyle razy się kochali. Dodała nawet detale, jak chłód bijący od kamiennych ścian, zapach kurzu i miękkość pościeli, na której spali. Potem, utrzymując tę wizję w swoim umyśle, kucnęła i objęła Azacka. Lekkie zawirowanie, kolejny odpływ mocy i znaleźli się na miejscu.

– Łatwizna – mruknęła.

O wiele trudniejsze okazało się ułożenie go na łożu, bez posługiwania się magią. Lecz i z tym sobie poradziła. Później ze spokojem ocierała jego twarz wilgotnym skrawkiem materiału. Pozwoliła mu spać, bo to snu potrzebował najbardziej. Zdrowego snu bez żadnych koszmarów, już ona o to zadbała. Ułożyła jego głowę na poduszce, przykryła go i wyrecytowała zaklęcie, dotykając placem tkaniny. Ciepło powinno się utrzymać kilka godzin. Przez ten czas rozpali kominek i pomyśli o czymś do jedzenia. El wzdrygnęła się, bo dotąd nie posłużyła się swa mocą, aby zwabić jakieś zwierze do pułapki. Teraz nie miała wyboru. Lecz najpierw zeszła na dół, do ogromnej kuchni. Znalazła mnóstwo suszonych ziół, nalewek i innych rzeczy, na widok których skrzywiła się z odrazą. Będzie musiała go nauczyć obywać się bez takich… hm, rekwizytów.

– El… – Stał w drzwiach, zgarbiony, podpierając się futryny.

– Dlaczego wstałeś? – spytała surowo. – Masz leżeć.

– Musisz znaleźć… Tam – wskazał na stół, którego zawartości postanowiła pozbyć się na samym początku.

– Nie ma mowy. Siadaj!

Musiała mu pomóc dojść do krzesła, tak był słaby. Do spierzchniętych warg przystawiła kielich z wodą. Pił, jakby od tego zależało jego życie, łapczywie, w pośpiechu.

– Masz jakieś zapasy jedzenia? – Wyprostowała się, odstawiając kubek.

Pokręcił przecząco głową, a potem objął ją w pasie i przytulił się, tak jak siedział.

– Skąd wiedziałaś? – wychrypiał.

– Nie wiedziałam. Widzisz! Nawet zły czarnoksiężnik się do czegoś przydaje – zażartowała. – A ty chciałeś się mnie pozbyć!

– Nie chciałem… nie chciałem cię narażać – wydusił z siebie.

– Świetnie ci wyszło.

– Tak – przymknął oczy, wyraźnie delektując się dotykiem kobiecej dłoni. – Prześwietnie – dodał ironicznie. Uwielbiała to jego nieco skrzywione poczucie humoru. Było niezwykłe jak na reputację, której się dorobił przez te cztery dekady.

– I co teraz? – spytała ostrożnie.

– El – podniósł głowę, a w jego przekrwionych oczach pojawiło się uznanie. – Czy zdajesz sobie sprawę, jak wielką mocą władasz? Pokonałaś coś, co wydawało się nie do pokonania. Czego nie dało radę zniszczyć nawet najpotężniejsze znane zaklęcie!

– Przesadzasz. Wykorzystałam swoją i twoją moc.

– Nie tylko. Splotłaś z nich czar, widmowy miecz, któremu nic, ani nikt nie może się oprzeć. I co? Nie zemdlałaś, nie słaniasz się, jakbyś w ogóle nie czuła zmęczenia. Zgaduję, że zaraz po tym, jak zemdlałem, teleportowałaś nas tutaj. Zaciągnęłaś na łóżko. I dalej czarujesz!

– No, trochę czuję się zmęczona – oświadczyła przekornie.

– Niesamowite – uśmiechnął się. – Dla Krainy Dolin nadchodzą dobre, bardzo dobre czasy. A ten idiota chciał, abyś zajęła się wychowywaniem dzieci – dodał z goryczą.

– Cóż… – El zamyśliła się. – Jednym na pewno będę musiała się zająć.

Pobladł. Takich słów się nie spodziewał.

– To nie do końca była tylko moja i twoja moc – roześmiała się, obserwując jego twarz. – Czerpałam z trzech źródeł.

– Niemożliwe! – wyszeptał, chociaż wiedział, że dziewczyna by go nie okłamała. – Dziecko?

– Dziewczynka, obdarzona siłą znacznie większą, niż którekolwiek z nas.

– Mało było mi jednej baby czarodziejki – wymamrotał, wstając. – To do kompletu dostanę drugą. Lepiej trzeba było się poddać te cztery dekady temu.

– Kłamczuch. Ty lepiej pomyśl, co powiemy dziecku jak dorośnie i zacznie pytać o twoją przeszłość – powiedziała, udając surowość.

– Tatuś zbłądził. Nie będzie łatwo El, zdajesz sobie z tego sprawę? – Przytuliła się do niego, zarzucając ramiona na jego barki. – Zbyt długo pozostawałem w mroku. Nie czuję skruchy, żalu, nie mam zamiaru obiecywać poprawy. W dolinach nadal mnie nienawidzą. A Rada wpadnie w prawdziwy szał.

– Będą musieli to zaakceptować.

– To się nie uda kochanie. Masz moc, której tej świat nigdy wcześniej nie widział, ale nie zmienisz przeszłości. Nie wymażesz grzechów, nie sprawisz, że nagle zacznę być traktowany jak normalny człowiek.

Przytuliła się, policzkiem opierając o szorstki materiał koszuli. Zamknęła oczy, uśmiechając się. Walczyła o niego jak lwica i on sądził, że mogłaby zrezygnować?

– Nie jesteś normalny.

– Jestem wyklęty. – Pierwszy raz słyszała w jego głosie tyle goryczy. – Nawet zapomniałem, jak to jest trzymać tylko jasnej strony mocy. Skrzywdziłbym cię. Nasze dziecko również.

Odchyliła się do tyłu, łapiąc jego spojrzenie. Potem znacząco pociągnęła nosem.

– Czas na kąpiel.

– Ja tu o ważnych rzeczach, a ty…

– Kąpiel też jest ważna, wierz mi.

– El!

– Chodź wielki władco ciemności. Pomogę ci dokuśtykać – zakpiła.

Chyba po raz pierwszy przyszło mu do głowy, że stoi na z góry przegranej pozycji. Jej upór potrafił pokonać dosłownie wszystko. A może to dlatego, że tak bardzo mu na niej zależało, nie umiał zaprotestować? Tak jak teraz, gdy rozebrała go bez pośpiechu, a potem wepchnęła do bulgoczącego jeziorka.

Gorąca woda przyniosła odprężenie, ukoiła ból ciała i złagodziła pieczenie zadrapań i drobnych ran. Te większe uleczyła El, bez zaklęć i wielkich rytuałów, w zasadzie to tak, jakby po prostu pstryknęła palcami.

– Lepiej? – spytała, nabierając w dłonie jakiegoś płynu i też się zanurzając aż po pas. – Trzeba cię porządnie wyszorować. Ja się dziwię, że ta baba nie padła od samego zapachu.

Nie protestował, bo dotyk szczupłych dłoni przyniósł takie samo ukojenie, jak miękkość wody. Zamknął oczy i pozwolił, aby robiła to, co chce. Pewnie, gdyby nie był tak zmęczony, to kto wie, jak to by się skończyło?

– Lepiej? – wyszeptała mu do ucha.

– Tak.

– Jak bardzo?

– Jeśli chodzi o te sprawy, to nie dam rady. – Objął ją i przytulił. Była taka miękka, cudownie miękka i tak ślicznie pachniała.

– Nie chodzi o te sprawy. Ale coś jesteś mi winien.

– Co? – wymruczał, błądząc ustami po jej ramionach.

– Ożenisz się ze mną.

Komentarze

  1. A
    Ania
    | Odpowiedz

    No no no, kto by pomyślał. Ślub i dziecko. Ciekawe jak będzie dalej. Mam nadzieję, że im się uda.??

    • Babeczka
      | Odpowiedz

      Już więcej Azacka nie będę zabijać, słowo!

  2. Rebel Girl
    | Odpowiedz

    Wow, fajny motyw z tym połączeniem dobra i zła! No i coś czułam, że będzie dziecko ? Czy to koniec?

    • Babeczka
      | Odpowiedz

      Nie, ale to początek końca 😉 Jeszcze dwie części są na tapecie 🙂

  3. T
    Tony Porter
    | Odpowiedz

    No proszę, jakaż spryciula z naszej El. Rozprawiła się z wredną babą raz-dwa. Oczywiście, nie sama, ale trzeba przyznać, że łebska z niej dziewczyna. Jak się Rothar o wszystkim dowie i uświadomi sobie, że chciał czarodziejkę o takiej mocy zaprząc w małżeński i domowy kieracik, to w ramach pokuty i rekompensaty powinien przekonać Radę, że Azack zasługuje na drugą szansę. Zresztą, co mu zrobią, skoro ma już nie jedną, ale dwie obrończynie? He, he, „Mało mi było jednej baby czarodziejki (…) To do kompletu dostanę drugą.” 🙂 Bardzo lubię motyw współistnienia dobra i zła – nie ma nieba bez piekła, nie ma piekła bez nieba – to zapewnia światu równowagę. A od czasu do czasu pojawia się zło takiego kalibru, że tylko połączenie światła i mroku może się z nim rozprawić. Pani Kossakowska nader trafnie to zło nazwała: Antykreator. Podoba mi się poczucie humoru naszych bohaterów i takie zdrowe, z przymrużeniem oka, bez napinki, podejście do życia wyznawane przez El. „Chodź wielki władco ciemności. Pomogę ci dokuśtykać.” Zło pokonane, trzeba się wykąpać, a nie gadać o ważnych rzeczach, które mogą przecież poczekać, prawda?
    Pozwolę sobie wytknąć fakt, że nieprzytomny czarnoksiężnik patrzył na El, i to z niedowierzaniem, a po chwili zemdlał:) I literóweczki – wredne bestyjki: „…bo stopił się on w jedno z (ze) światłem.”; „…dotykając placem (palcem) tkaniny.”; „…nie posłużyła się swa (swą) mocą…”; „…jakieś zwierze (zwierzę) do pułapki.”; „Masz moc, której tej (ten) świat…”, „…jak to jest trzymać (brakuje „się”) tylko jasnej strony mocy…”
    No właśnie, czy to koniec? Czy też dowiemy się jak Rothar i Rada przywitali przyszłych Państwa… hmmm… jak Azack ma na nazwisko? 🙂 Rothar na pewno (na pewno) będzie przeszczęśliwy, gdy się dowie, że zostanie wujkiem. He, he, jak sobie uświadomi, że córka będzie połączeniem genów dwóch tak wybitnych charakterków, to gotów ze stanowiska zrezygnować:)
    Świetne opowiadanie.

    • Babeczka
      | Odpowiedz

      Jeszcze dwie części będą, trzeba co nieco wyjaśnić 😉 braciszków skonfrontować, aby mogli paść sobie w ramiona 😉
      Dziękuję za wskazanie błędów, przyznam szczerze, że pomimo kilkukrotnego sprawdzania tekstu, za nic bym ich nie zauważyła 🙂 Musiałby Wyklęty „poleżakować” z pół roku, albo może i dłużej, a na to nie ma czasu, bo mamy tu wersję „ekspres” ;-)))

      PS. Nazwisko? Kurczę, o tym jakoś nie pomyślałam. Jak mógłby się nazywać taki groźny czarnoksiężnik? Przecież nie Kowalski :-)))

      • Jo Winchester
        |

        Azack I Groźny ?

      • T
        Tony Porter
        |

        A to się cieszę ogromnie, że to jeszcze nie koniec, bo raz, że baaaardzo bym chciała poczytać o braterskich uściskach ( mocno lubię motyw męskich przyjaźni, braterskich miłości, lojalności szeroko pojętej), a dwa, że zdaje mi się, że zrobisz nawiązanie do ciągu dalszego – Nuki przemknie chyłkiem:)
        Żeby nie wiem ile razy tekst czytać, to i tak się czegoś nie wyłapie – jakaś pierdoła zawsze potrafi się dobrze ukryć.
        Azack Kowalski nie brzmi zbyt dobrze:) Chyba lepiej pozostać przy imionach. Zatem, Państwo El i Azack…:)

    • Babeczka
      | Odpowiedz

      Tony, dzięki. Poprawki naniesiono 🙂

Leave a Reply